download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
- Graham Masterton Wojownicy Nocy 01 Wojownicy nocy cz.1
- Laurie Faria Stolarz Blue is for Nightmares 01 Blue is for Nightmares
- Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
- Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls
- Anthony, Piers Titanen 01 Das Erbe der Titanen
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 01 The Sword
- Jo Clayton Skeen 01 Skeen's Leap (v1.2)
- Chloe Lang [Brothers of Wilde, Nevada 01] Going Wilde (pdf)
- Francis Lebaron Magic The Gathering Masquerade Cycle 01 Mercadian Masques
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- vonharden.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ze ściągniętymi ustami Ettrich wypuścił powietrze przez nos.
Spytałem, dlaczego nazwałaś mnie Oucho. Przed chwilą tak właśnie powiedziałaś: Chodz,
Oucho .
Zarechotała.
Nie, Vincencie. Powiedziałam: Chodzi o ucho . Twój syn dostał znów zapalenia ucha
i ma gorączkę. Doktor Capshew jest w szpitalu i kazał go przywiezć.
Cześć, tatku. Mały Jack wyłonił się zza nogi Kitty i stanął w pół drogi między rodzicami.
Serce Ettricha uśmiechnęło się. Nie tylko kochał Jacka, ale też naprawdę lubił tego dzieciaka.
Siemasz, Spidermanie. Mama mówi, że nie czujesz się za dobrze.
Boli mnie ucho, tato. Znowu to głupie ucho. Jack Ettrich był chodzącą wylęgarnią
dziecięcych chorób. Ledwie wylizał się z jednej, zaraz dopadała go następna, i tak w kółko.
Zapalenie uszu, migdałki, świnka, ospa wietrzna, odra, różyczka... Biedny dzieciak oberwał od
wszystkich tych choróbsk, a jednak zdołał zachować pogodne usposobienie.
Tylko jedna cecha odróżniała go od innych dzieci Ettrich akurat bardzo ją lubił
a mianowicie to, że Jack mówił i zachowywał się jak mały dorosły. Miał osiem lat, był cichy,
uprzejmy i zamyślony. Proszę i dziękuję figurowały na pierwszej stronie jego słownika.
Inaczej niż jego rówieśnicy, nie rzucał się na czekoladowy batonik, ale smakował go powoli.
Kiedy go o coś zapytano, długo i poważnie rozważał odpowiedz. Płakał rzadko, ale gdy już
płakał, była to istna włoska opera; serce pękało ci w piersi i nie szczędziłeś wysiłku, żeby go
pocieszyć. Ettrich czytał gdzieś artykuł o bardzo rzadkiej chorobie zwanej progerią, której ofiary
starzały się co roku o dziesięć lat. Dziewięciolatki umierały ze starości. Czasami zastanawiał się,
czy aby Pan Bóg nie dodał szczypty progerii do składników Jacka, zanim wstawił go do
piekarnika.
Gdzie twój samochód, tatku? Jack wspiął się na palce i zakrył daszkiem dłoni oczy,
omiatajÄ…c wzrokiem ulicÄ™ przed ich domem.
Ktoś go ukradł.
Rany, zabrali ci samochód?
To jakiś absurd, Vincencie. Kto by kradł takiego wraka?
Nie wiem, Kitty. Ktoś. Ktoś jednak się znalazł.
Skrzyżowała ręce.
Nie wierzę. Pewnie zapomniałeś, gdzieś go zostawił wczoraj w nocy, bo miałeś na głowie
inne sprawy. No i ubrdałeś sobie, że ktoś go ukradł.
Kitty... zaczął, ale zrozumiał, że choćby ziarnko piasku w jego głosie sprowokuje ją do
natychmiastowego ataku. Przełknął ślinę i spojrzał na chłopca. Mam zawiezć Jacka do lekarza?
Tak. Doktor Capshew dyżuruje do dwunastej.
A może zaczekamy do tej dwunastej, a potem zabiorę Jacka do prywatnego gabinetu
Capshewa? To dwie przecznice stąd, a do szpitala trzeba się tłuc pięć mil przez miasto.
Moim zdaniem tato ma racjÄ™, mamo. Nie lubiÄ™ szpitali. Nieprzyjemnie pachnÄ….
Kitty nawet nie wysiliła się na odpowiedz.
Muszę kupić Carmen trykot. W poniedziałek zaczyna lekcje tańca i od tygodnia suszy mi
głowę. Jak chcesz dotrzeć do szpitala bez samochodu?
Ettrich wskazał na czekającą taksówkę i wtedy uderzyło go obco brzmiące imię.
Kto to jest Carmen?
Chłopiec wyjaśnił mu z nutą dezaprobaty w swoim wysokim głosiku:
Stella. Jej imię już jej się nie podoba i żąda, aby nazywano ją Carmen.
Stella była ich córką. Nosiła imię, które Ettrich i Kitty jak to odkryli, ku swej nieopisanej
radości, na pierwszej randce chcieli zawsze nadać swojej córce.
Carmen. Interesujące. Ettrich wsunął ręce do kieszeni spodni i zakołysał się na piętach.
Zgodziłaś się na to, Kitty?
Czemu by nie? Carmen to Å‚adne imiÄ™.
W odpowiedzi Ettrich zagwizdał kilka taktów z opery Carmen. Fałszował.
Kitty dotknęła ręki Jacka i powiedziała, żeby włożył buty i szykował się do wyjścia. Kiedy
chłopiec zniknął, zwróciła się do Ettricha:
Przywiez go od razu z powrotem.
W porządku. Zazwyczaj uwielbiał wałęsać się z dzieciakami, dzisiaj jednak nie
oponował. Musiał jeszcze zgłosić zaginięcie auta na policji. Musiał wrócić do domu i zastanowić
się, co począć z nieznajomą z czekoladowym tortem.
Nie życzę sobie, żebyś pokazywał mu swoje mieszkanie. Rozumiemy się? Jack ma się
trzymać stamtąd jak najdalej. Mówiła tak, jakby za moment miała pęknąć.
Okej, Kitty. Odstawię go zaraz z powrotem. Dom szpital bęc. W jego głosie była
całkowita zgoda.
Nie kpij sobie ze mnie, Vincencie. Nawet się nie waż.
Zmarkotniał.
Nie kpię. Powiedziałem tylko, że odstawię go zaraz do domu.
A czy wiesz, dlaczego chcę, żebyś go przywiózł do domu? Bo wiem, że ona przyjechała.
Ktoś widział was razem zeszłej nocy na lotnisku. No i co, Vincencie, jesteś szczęśliwy? Nie
przeszkodziłam ci przypadkiem w porannych igraszkach? Bardzo mi przykro, ale tak się składa,
że chodzi o twojego chorego syna!
Co ty, do diabła, wygadujesz? Kto przyjechał? Co znaczy: Ktoś widział was razem zeszłej
nocy ?
Kitty pokręciła głową, dając do zrozumienia, że nie da się więcej nabrać na jego kłamstwa.
Co to, to nie. Skończyło się.
Wciąż próbujesz się wykręcać, Vincencie? Zmienionym, niskim głosem dodała: O co
ci chodzi, Kitty? Nie byłem z żadną kobietą. Słowo honoru! Jak możesz tak o mnie mówić?
Bzdura, Vincencie. Bzdura!
Oszalałaś? Co ty wygadujesz, do diabła?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]