download; ebook; do ÂściÂągnięcia; pobieranie; pdf
Pokrewne
- Start
- William Shatner Tek War 4 Tek Vengeance
- Jack Williamson Brother to Demons, Brother to Gods
- William Shatner Tek War 05 Tek Secret
- William R. Forstchen Academy 02 Article 23 (BD) (v1.0) (lit)
- Cathy Williams Hired for the Boss's Bedroom (pdf)
- Forstchen, William R Wing Commander 4 Heart of the Tiger
- William Shatner Tek War 06 TekPower
- Bates H. William Naturalne samoleczenie wzroku bez okularĂłw
- William Hope Hodgson The Night Land
- 056. Williams Cathy Pokochac cien
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blox.htw.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wzdrygnął się na jakiś bliższy odgłos. Dzicy wspinali się na Skalny Zamek, na sam
szczyt skały. Słyszał ich głosy. Przekradł się parę kroków bliżej i ujrzał, jak kształt na
szczycie skały zmienia się i powiększa. Na całej wyspie było tylko dwóch chłopców, którzy
poruszali się i rozmawiali w taki sposób.
Ralf opuścił głowę na ramiona, przyjmując ten nowy fakt jak cios. Samieryk stał się
członkiem szczepu. Strzeże Skalnego Zamku przeciw niemu. Nie ma już żadnych szans na
wyswobodzenie ich i utworzenie własnego szczepu, szczepu wygnańców na drugim końcu
wyspy. Samieryk stał się dziki tak samo jak inni; Prosiaczek nieżywy, a koncha roztarta na
proch.
W końcu zmieniony strażnik zszedł na dół. Dwaj pozostali wyglądali niby ciemne
przedłużenie skały. Pomiędzy nimi zabłysła nagle gwiazda i na chwilę znikła przyćmiona
jakimÅ› ruchem.
Ralf posuwał się ostrożnie naprzód jak ślepiec, wyczuwając dotykiem nierówności
gruntu. Po prawej stronie miał niewyrazne wody laguny, po lewej niespokojny ocean,
straszny jak szyb kopalni. Co minutę koło skały śmierci rozlegało się sapnięcie i woda
zakwitała pieniącą się bielą. Ralf czołgał się, póki nie dotknął ręką skalnej półki wejścia.
Strażnicy znajdowali się wprost nad nim i widział koniec włóczni sterczący sponad skały.
Zawołał cichutko:
- Samieryk...
%7ładnej odpowiedzi. %7łeby usłyszeli, musiałby mówić głośniej, a to ściągnęłoby te
pasiaste, wrogie stwory ucztujące przy ognisku. Zacisnął zęby i zaczął się wspinać szukając
po omacku załamań w skalnej ścianie. Kij, na który była wbita czaszka, krępował mu ruchy,
ale za żadną cenę nie chciał rozstać się z jedyną bronią, jaka mu została. Był niemal na
jednym poziomie z blizniakami, kiedy znów zawołał:
- Samieryk...
Usłyszał okrzyk i poruszenie na skale. Blizniacy przycisnęli się do siebie i zaczęli coś
mamrotać.
- To ja. Ralf.
Przerażony, że uciekną i narobią wrzasku, dzwignął się w górę unosząc głowę i barki
ponad krawędz. Daleko w dole spostrzegł rozkwitającą biel wokół skały.
- To tylko ja. Ralf.
Wreszcie pochylili się ku niemu i zajrzeli mu w twarz. - Myśleliśmy, że to...
- ... nie wiedzieliśmy, co...
- ... myśleliśmy...
Przypomnieli sobie obowiązującą ich teraz haniebną lojalność. Eryk milczał, lecz Sam
próbował spełnić obowiązek.
- Musisz stąd iść, Ralf. Idz sobie zaraz...
Potrząsnął włócznią i udał srogość.
- Zjeżdżaj.
Eryk kiwnął solidarnie głową i dzgnął włócznią powietrze. Ralf oparł się na rękach i
nie odchodził.
- Przyszedłem was zobaczyć.
Głos jego brzmiał głucho. Bolało go gardło.
- Przyszedłem, żeby zobaczyć was dwóch...
Słowa nie były w stanie wyrazić tępego bólu, który go nękał. Umilkł, a po niebie
rozsypały się jasne gwiazdy, rozpoczynając taneczny korowód.
Sam poruszył się niespokojnie.
- Słowo daję, Ralf, idz już sobie.
Ralf spojrzał na nich.
- Wy nie jesteście pomalowani. Jak możecie... gdyby było jasno...
Gdyby było jasno, spaliliby się ze wstydu. Ale była ciemna noc. Włączył się Eryk i
blizniacy zaczęli swą antyfonalną mowę.
- Musisz iść, bo tu niebezpiecznie...
- ... kazali nam. Sprali nas...
- Kto? Jack?
- Och, nie...
Schylili się nad nim i ściszyli głosy.
- Wiej, Ralf...
- ... to dzicy...
- ... zmusili nas...
- ... nie mogliśmy na to poradzić...
Gdy Ralf znów się odezwał, głos jego brzmiał cicho, jakby bez tchu.
- Co ja takiego zrobiłem? Lubiłem go... i chciałem, żebyśmy ocaleli.
Eryk potrząsnął z zapałem głową.
- Słuchaj, Ralf. Nie zastanawiaj się, co jaki ma sens. Teraz już jest inaczej...
- Nie zawracaj sobie głowy, czemu wódz...
- ... musisz stąd iść dla własnego dobra.
- Wódz i Roger...
- ...tak, Roger...
- Oni cię nienawidzą, Ralf. Oni cię wykończą.
- Jutro na ciebie zapolujÄ….
- Ale dlaczego?
- Nie wiem. I wódz, Jack, mówi, że to będzie niebezpieczne...
- ... i że musimy uważać i rzucać włócznie jak w świnię.
- Ustawimy siÄ™ w liniÄ™ w poprzek wyspy...
- ... i ruszymy naprzód od tego końca aż...
- ... póki cię nie znajdziemy.
- Mamy dawać sygnały.
Eryk uniósł głowę i wydał cichy dzwięk przerywany uderzeniami dłoni w rozwarte
usta. Potem nerwowo obejrzał się za siebie.
- O tak..
- ... tylko, oczywiście, głośniej.
- Ale ja przecież niczego nie zrobiłem - szepnął Ralf gwałtownie. - Chciałem tylko,
żebyśmy podtrzymywali ogień!
Urwał na chwilę myśląc z rozpaczą o ranku. Przyszła mu na myśl sprawa niezwykłej
wagi.
- A co wy...
Nic mógł się początkowo zdobyć na zapytanie wprost, ale zmusił go lęk i
osamotnienie.
- A co zrobiÄ…, jak mnie znajdÄ…?
Blizniacy milczeli. Daleko w dole skała śmierci znów zakwitła bielą piany.
- Co oni... Boże! Jaki ja jestem głodny...
Skalna wieża jakby zachwiała się pod nim.
- No, co?
Blizniacy nie chcieli odpowiedzieć wprost.
- Musisz już iść, Ralf.
- Dla własnego dobra.
- Trzymaj siÄ™ z dala. Jak najdalej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]